PISANIE PRAC

Piszemy prace na zamówienie. Każda z prac przygotowywana jest indywidualnie na zamówienia dla klienta. Nasz kadra zmierzy się z każdym polonistycznym tematem. Więcej informacji:

INFO

ŚCIĄGI WYDRUKOWANE

Opracowaliśmy unikalne zestawy ściąg. Są to gotowe, wydrukowane komplety ściąg, które zostały przygotowane na bieżącą maturę. Więcej informacji o ściągach:

MATURA CD

Dzięki naszej płycie bez problemu przygotujesz się do matury. Na CD umieściliśmy gotowe wypracowania, opracowania, powtórki epok oraz wiele dodatków i bonusów, które pomogą Ci przygotować się do matury. Więcej informacji na temat wypracowań:

INFORMATOR

Strona główna » Matura cd » Ściągi z polskiego wypracowania z polskiego » Wypracowania z polskiego - spis  »  

>>>Kup "matura cd" !!!<<<

 

Wypracowanie to zostało zamieszczone automatycznie poprzez przekonwertowanie plików DOC na TXT. Skutkiem czego niektóre wypracowania są zamieszczone w nieestetyczny sposób za co bardzo przepraszamy wiąże się to z brakiem tabel i formatowania tekstu w plikach txt jak to ma miejsce w oryginalnych plikach doc zamieszczonych na płycie. Zamieszczone wypracowanie jest jedynie elementem informacyjnym i potwierdzającym wielkość naszego zbioru.


Poniżej przedstawione jest jedynie początkowa część wypracowania
znajdującego się na matura cd.
Oczywiście nie przedstawiamy całości
w celu zabezpieczenia się przed kopiowaniem.



Jest niedziela, szkaradny dzień marcowy ; zbliża się południe, lecz ulice Warszawy są prawie puste. Ludzie nie wychodzą z domów albo kryją się w bramach, albo skuleni uciekają przed siekącym ich deszczem i śniegiem. Prawie nie słychać turkotu dorożek, gdyż dorożki stoją. Dorożkarze opuściwszy kozioł wchodzą pod budy swoich powozów, a zmoczone deszczem i zasypane śniegiem konie wyglądają tak, jakby pragnęły schować się pod dyszel i nakryć własnymi uszami. Pomimo, a może z powodu tak brzydkiego czasu pan Ignacy siedząc w swoim zakratowanym pokoju jest bardzo wesół. Interesa sklepowe idą wybornie, wystawa w oknach na przyszły tydzień już ułożona, a nade wszystko - lada dzień ma powrócić Wokulski. Nareszcie pan Ignacy zda komuś rachunki i ciężar kierowania sklepem, najdalej zaś za dwa miesiące wyjedzie sobie na wakacje. Po dwudziestu pięciu latach pracy - i jeszcze jakiej! - należy, mu się ten wypoczynek. Będzie rozmyślał tylko o polityce, będzie chodził, będzie biegał i skakał po polach i lasach, będzie świstał, a nawet śpiewał jak za młodu. Gdyby nie te bóle reumatyczne, które zresztą na wsi ustąpią... Więc choć deszcz ze śniegiem bije w zakratowane okna, choć pada tak gęsto, że w pokoju jest mrok, pan Ignacy ma wiosenny humor. Wydobywa spod łóżka gitarę, dostraja ją i wziąwszy kilka akordów, zaczyna śpiewać przez nos pieśń bardzo romantyczną: Wiosna się budzi w całej naturze Witana rzewnym słowików pieniem; W zielonym gaju, ponad strumieniem, Kwitną prześliczne dwie róże. Czarowne te dźwięki budzą śpiącego na kanapie pudla, który poczyna przypatrywać się jedynym okiem swemu panu. Dźwięki te robią więcej, gdyż wywołują na podwórzu jakiś ogromny cień, który staje w zakratowanym oknie i usiłuje zajrzeć do wnętrza izby, czym zwraca na siebie uwagę pana Ignacego. „Tak, to musi być Paweł” - myśli pan Ignacy. Ale Ir jest innego zdania; zeskakuje bowiem z kanapy i z niepokojem wącha drzwi, jakby czuł kogoś obcego. Słychać szmer w sieniach. Jakaś ręka poszukuje klamki, nareszcie otwierają się drzwi i na progu staje ktoś odziany w wielkie futro upstrzone śniegiem i kroplami deszczu. - Kto to? - pyta się pan Ignacy i na twarz występują mu silne rumieńce. - Jużeś o mnie zapomniał, stary?... - cicho i powoli odpowiada gość. Pan Ignacy miesza się coraz bardziej. Zasadza na nos binokle, które mu spadają, potem wydobywa spod łóżka trumienkowate pudło, śpiesznie chowa gitarę i toż samo pudełko wraz z gitarą kładzie na swoim łóżku. Tymczasem gość zdjął wielkie futro i baranią czapkę, a jednooki Ir obwąchawszy go poczyna kręcić ogonem, łasić się i z radosnym skomleniem przypadać mu do nóg. Pan Ignacy zbliża się do gościa wzruszony i zgarbiony więcej niż kiedykolwiek. - Zdaje mi się... - mówi zacierając ręce - zdaje mi się, że mam przyjemność... Potem gościa prowadzi do okna mrugając powiekami. - Staś... jak mi Bóg miły!... Klepie go po wypukłej piersi, ściska za prawą i za lewą rękę, a nareszcie oparłszy na jego ostrzyżonej głowie swoją dłoń wykonywa nią taki ruch, jakby mu chciał maść wetrzeć w okolicę ciemienia. - Cha! cha! cha!... - śmieje się pan Ignacy. - Staś we własnej osobie... Staś z wojny!... Cóż to, dopiero teraz przypomniałeś sobie, że masz sklep i przyjaciół? - dodaje, mocno uderzając go w łopatkę. - Niech mię diabli wezmą, jeżeli nie jesteś podobny do żołnierza albo marynarza, ale nigdy do kupca... Przez osiem miesięcy nie był w sklepie!... Co za pierś... co za łeb... Gość także się śmiał. Objął Ignacego za szyję i po kilka razy gorąco ucałował go w oba policzki, które stary subiekt kolejno nadstawiał mu, nie oddając jednak pocałunków. - No i cóż słychać, stary, u ciebie? - odezwał się gość. - Wychudłeś, pobladłeś... - Owszem, trochę nabieram ciała. - Posiwiałeś... Jakże się masz? - Wybornie. I w sklepie jest nieźle, trochę zwiększyły nam się obroty. W styczniu i lutym mieliśmy targu za dwadzieścia pięć tysięcy rubli!... Staś kochany!... Osiem miesięcy nie było go w domu... Bagatela... Może siądziesz? - Rozumie się - odpowiedział gość siadając na kanapie, na której wnet umieścił się Ir i oparł mu głowę na kolanach. Pan Ignacy przysunął sobie krzesło.- - Może co zjesz? Mam szynkę i trochę kawioru. - Owszem. - Może co wypijesz? Mam butelkę niezłego węgrzyna, ale tylko jeden cały kieliszek. - Będę pił szklanką - odparł gość. Pan Ignacy zaczął dreptać po pokoju, kolejno otwierając szafę, kuferek i stolik. Wydobył wino i schował je na powrót, potem rozłożył na stole szynkę i kilka bułek. Ręce i powieki drżały mu i sporo czasu upłynęło, nim o tyle się uspokoił, że zgromadził na jeden punkt poprzednio wyliczone zapasy. Dopiero kieliszek wina przywrócił mu silnie zachwianą równowagę moralną. Wokulski tymczasem jadł. - No, cóż nowego? - rzekł spokojniejszym tonem pan Ignacy trącając gościa w kolano. - Domyślam się, że ci chodzi o politykę - odparł Wokulski. - Będzie pokój. - A po cóż zbroi się Austria? - Zbroi się za sześćdziesiąt milionów guldenów ?... Chce zabrać Bośnię i Hercegowinę. Ignacemu rozszerzyły się źrenice. -Austria chce zabrać?... - powtórzył. - Za co ? -Za co? - uśmiechnął się Wokulski. - Za to, że Turcja nie może jej tego zabronić. - A cóż Anglia? - Anglia także dostanie kompensatę. - Na koszt Turcji? - Rozumie się. Zawsze słabi ponoszą koszta zatargów między silnymi. - A sprawiedliwość? - zawołał Ignacy. - Sprawiedliwym jest to, że silni mnożą się i rosną, a słabi giną. Inaczej świat stałby się domem inwalidów, co dopiero byłoby niesprawiedliwością. Ignacy posunął się z krzesłem. - I ty to mówisz, Stasiu?... Na serio, bez żartów ? Wokulski zwrócił na niego spokojne wejrzenie. - Ja mówię - odparł. - Cóż w tym dziwnego ? Czyliż to samo prawo nie stosuje się do mnie, do ciebie, do nas wszystkich ?... Za dużo płakałem nad sobą, ażebym się miał rozczulać nad Turcją. Pan Ignacy spuścił oczy i umilkł. Wokulski jadł. - No, a jakże tobie poszło? - zapytał Rzecki już zwykłym tonem. Wokulskiemu błysnęły oczy. Położył bułkę i oparł się o poręcz kanapy. - Pamiętasz - rzekł - ile wziąłem pieniędzy, gdym stąd wyjeżdżał ? - Trzydzieści tysięcy rubli, całą gotówkę. - A jak ci się zdaje: ile przywiozłem ? - Pięćdzie... ze czterdzieści tysięcy... Zgadłem?... - pytał Rzecki, niepewnie patrząc na niego. Wokulski nalał szklankę wina i wypił ją powoli. - Dwieście pięćdziesiąt tysięcy rubli, z tego dużą część w złocie - rzekł dobitnie. - A ponieważ kazałem zakupić banknoty, które po zawarciu pokoju sprzedam, więc będę miał przeszło trzysta tysięcy rubli... Rzecki pochylił się ku niemu i otworzył usta. - Nie bój się - ciągnął Wokulski. - Grosz ten zarobiłem uczciwie, nawet ciężko, bardzo ciężko. Cały sekret polega na tym, żem miał bogatego wspólnika i że kontentowałem się cztery i pięć razy mniejszym zyskiem niż inni. Toteż mój kapitał ciągle wzrastający był w ciągłym ruchu. - No - dodał po chwili - miałem też szalone szczęście... Jak gracz, któremu dziesięć razy z rzędu wychodzi ten sam numer w rulecie. Gruba gra?... prawie co miesiąc stawiałem cały majątek, a co dzień życie. - I tylko po to jeździłeś tam? - zapytał Ignacy. Wokulski drwiąco spojrzał na niego. - Czy chciałeś, ażebym został tureckim Wallenrodem?... - Narażać się dla majątku, gdy się ma spokojny kawałek chleba!... - mruknął pan Ignacy kiwając głową i podnosząc brwi. Wokulski zadrżał z gniewu i zerwał się z kanapy. - Ten spokojny chleb - mówił zaciskając pięści - dławił mnie i dusił przez lat sześć!... Czy już nie pamiętasz, ile razy na dzień przypominano mi dwa pokolenia Minclów albo anielską dobroć mojej żony? Czy był kto z dalszych i bliższych znajomych, wyjąwszy ciebie, który by mnie nie dręczył słowem; ruchem, a choćby spojrzeniem? Ileż to razy mówiono o mnie i prawie do mnie, że karmię się z fartucha żony, że wszystko zawdzięczam pracy Minclów, a nic, ale to nic - własnej energii, choć przecie ja podźwignąłem ten kramik, zdwoiłem jego dochody... Mincle i zawsze Mincle!... Dziś niech mnie porównają z Minclami. Sam jeden przez pół roku zarobiłem dziesięć razy więcej aniżeli dwa pokolenia Minclów przez pół wieku. Na zdobycie tego, com ja zdobył pomiędzy kulą, nożem i tyfusem, tysiąc Minclów musiałoby się pocić w swoich sklepikach i szlafmycach. Teraz już wiem, ilu jestem wart Minclów, i jak mi Bóg miły, dla podobnego rezultatu drugi raz powtórzyłbym moją grę! Wolę obawiać się bankructwa i śmierci aniżeli wdzięczyć się do tych, którzy kupią u mnie parasol, albo padać do nóg tym, którzy w moim sklepie raczą zaopatrywać się w waterklozety... - Zawsze ten sam! - szepnął Ignacy. Wokulski ochłonął. Oparł się na ramieniu Ignacego i zaglądając mu w oczy rzekł łagodnie: - Nie gniewasz się, stary ?. - Czego? Alboż nie wiem, że wilk nie będzie pilnował baranów...Naturalnie... - Cóż u was słychać? - powiedz mi. - Akurat tyle, co pisałem ci w raportach. Interesa dobrze idą, towarów przybyło, a jeszcze więcej zamówień. Trzeba jednego subiekta. - Weźmiemy dwu, sklep rozszerzymy, będzie wspaniały. - Bagatela! Wokulski spojrzał na niego z boku i uśmiechnął się widząc, że stary odzyskuje dobry humor. - Ale co w mieście słychać? W sklepie, dopóki ty w nim jesteś, musi być dobrze. - W mieście... - Z dawnych kundmanów nie ubył kto? - przerwał mu Wokulski, coraz szybciej chodząc po pokoju. - Nikt! Przybyli nowi. - A... a... Wokulski stanął jakby wahając się. Nalał znowu szklankę wina i wypił duszkiem. - A Łęcki kupuje u nas?... - Częściej bierze na rachunek. - Więc bierze... - Tu Wokulski odetchnął. - Jakże on stoi ? - Zdaje się, że to skończony bankrut i bodaj że w tym roku zlicytują mu nareszcie kamienicę. Wokulski pochylił się nad kanapą i zaczął bawić się z Irem. -...

 

>>>Kup "matura cd" !!!<<<

SZYBKA ŚCIĄGA








Lektury - spis. Jak pisać.

PRZYDATNE INFORMACJE

» bezpłatna powtórka przed maturą z WOS’u

» wiosenny semestr na Uniwersytecie

» internetowe warsztaty dla maturzystów

» salon edukacyjny Perspektywy 2011

» konkurs na najciekawszą trasę wycieczki

» weź udział w projekcie edukacyjnym

SZUKANE W PORTALU

» karta pracy tadeusz borowski odpowiedzi

» wiersz o roztargnionej królewnie

» czyje portrety znajdują się w gabinecie szymona gajowca

» spotkania z klasykami literatury wsip

» spotkania z klasykami literatury wsip

» życzenia urodzinowe w średniowiecznym stylu

więcej...

Ściągi, wypracowania, pisanie prac, prace na zamówienie, charakterystyki, prace przekrojowe, motywy literackie, opisy epok, ściągi i wypracowania z polskiego, historii, geogfafii, biologi, matura
www.e-buda.pl - ściągi i wypracowania

Copyright © 2011 e-buda.pl