Strona
główna »
Matura cd »
Ściągi z polskiego wypracowania z polskiego »
Wypracowania z polskiego - spis
»
>>>Kup
"matura cd" !!!<<<
Wypracowanie to zostało zamieszczone automatycznie poprzez
przekonwertowanie plików DOC na TXT. Skutkiem czego niektóre wypracowania są
zamieszczone w nieestetyczny sposób za co bardzo przepraszamy wiąże się to z
brakiem tabel i formatowania tekstu w plikach txt jak to ma miejsce w
oryginalnych plikach doc zamieszczonych na płycie. Zamieszczone wypracowanie
jest jedynie elementem informacyjnym i potwierdzającym wielkość naszego zbioru.
Poniżej przedstawione jest jedynie początkowa część wypracowania
znajdującego się na matura cd.
Oczywiście nie przedstawiamy całości
w celu zabezpieczenia się przed kopiowaniem.
Już stronami, na piaskach i lżejszych gruntach wychodzono ze sierpem, już nawet kaj niekaj po wyżniach błyskały kosy, ale we wsiach, gdzie były mocniejsze ziemie, dopiero imano się przygotowań i żniwa leda dzień miały się rozpoczynać.
Więc i w Lipcach, jakoś w parę dni po ucieczce Rocha, jęto się ostro sposobić do żniwa, rychtowano na gwałt drabiny i moczono we stawie wozy co barzej rozeschnięte, oprzątano stodoły, że już stojały wywarte na przestrzał, gdzie w cieniach sadów wykręcano powrósła, zaś prawie pod każdą chałupą brząkały rozklepywane kosy, kobiety zwijały się przy pieczeniu chlebów i sposobieniu zapasów, a z tego wszystkiego zrobiło się tylachna skrzętu i rwetesów, że wieś wyglądała jakby przed jakimś wielkim świętem.
A że przy tym zjechało się z drugich wsi sporo narodu, to na drogach i pod młynem wrzało kieby na jarmarku, głównie bowiem ściągali ze zbożem do mielenia, ale jakby na utrapienie, tak mało było wody, że robił tylko jeden ganek, a i to zaledwie się ruchając, czekali jednak cierpliwie swojej kolei, boć każden chciał zemleć jeszcze na żniwa.
Niemało też cisnęło się do młynarzowego domu kupować mąkę, kasze przeróżne, a nawet i po chleb gotowy.
Młynarz leżał chory, ale snadź nic się nie działo bez jego przyzwoleństwa, gdyż krzyknął do żony siedzącej na dworze, pod wywartym oknem:
- A rzepeckim nie dawaj ani za grosz, prowadzali swoje krowy do księżego byka, to niechże im proboszcz zaborguje i co innego.
I nie pomogły żadne prośby ni skamłania, na darmo też wstawiała się za biedniejszymi zaciął się i żadnemu, któren ino wodził krowę na plebanię, nie pozwolił zborgować ani pół kwarty mąki.
- Spodobał im się księży byk, to niech go sobie doją! - wykrzykiwał.
Młynarzowa, też jakoś kwękająca, spłakana i z obwiązaną twarzą, wzruszała ramionami, ale jak mogła, ukradkiem zborgowała niejednemu.
Nadeszła Kłębowa prosząc o pół ćwiartki jaglanej kaszy.
- Płacicie zaraz, to bierzcie, ale na bórg nie dam ani ziarnka...
Zafrasowała się wielce, bo juści, że przyszła bez pieniędzy.
- Tomek z nim trzyma za jedno, to niechaj uprosi o kaszę.
Obraziła się i rzekła wyzywająco:
- Juści, co trzyma z księdzem i trzymał będzie, ale tutaj już więcej jego noga nie postoi.
- Mała szkoda, krótki żal! Sprobujcie mleć gdzie indziej.
Odeszła wielce skłopotana, bo w domu nie było już ani grosza, lecz natknąwszy się na kowalową, siedzącą przed zawartą kuźnią, rozżaliła się przed nią i zapłakała na młynarza.
Ale kowalowa ozwała się z prześmiechem:
- To wam jeno rzeknę, co już niedługie to jego panowanie.
- Hale, a któż to da radę takiemu bogaczowi, kto?
- Jak mu wiatrak postawią pod bokiem, to mu i radę dadzą.
Kłębowa jaże oczy wytrzeszczyła ze zdumienia.
- A mój wiatrak postawi. Co ino poszedł z Mateuszem do boru wybierać drzewo, na Podlesiu będą stawiać kole figury.
- Cie... Michał stawia wiatrak, śmierci bym się prędzej spodziała, no, no. Ale dobrze tak temu zdzierusowi, niech mu kałdun spadnie.
Tak jej ulżyło, że śpieszniej szła ku domowi, ale dojrzawszy Hankę pierącą pod chałupą wstąpiła podzielić się tą niespodzianą nowiną.
Antek majdrował cosik kole woza i posłyszawszy rozmowę rzekł:
- Prawdę wam powiedziała Magda, kowal już kupił od dziedzica dwadzieścia morgów na Podlesiu, zaraz przy figurze, i tam wystawi wiatrak! Młynarz się wścieknie ze złości, ale niech mu rura zmięknie! Tak się już wszystkim dał we znaki, że nikto go nie pożałuje.
- Nie wiecie to niczego o Rochu?
- Nic a nic - odwrócił się od niej jakoś śpiesznie.
- To dziwne, trzeci dzień i nie wiada, co się z nim wyrabia.
- Przeciek nieraz już tak bywało, że poszedł kajś, a potem znowu się zjawił.
- Któż to od was idzie do Częstochowy? - zagadnęła Hanka.
- A idzie moja Jewka z Maciusiem. Latoś mało wiela się ze wsi wybiera.
- I ja pójdę, właśnie przepieram na drogę co lżejsze szmaty.
- Ale pono z drugich wsi to sporo się szykuje.
- Sposobną porę se wybrały, na największą robotę - mruknął Antek, ale żonie się nie przeciwił wiedząc od dawna, na jaką to intencję się ochfiarowała.
Zaczęły se rozpowiadać różnoście, gdy wpadła Jagustynka.
- Wiecie - wrzeszczała - a to może przed godziną przyszedł z wojska Jasiek!
- Tereski chłop! A dyć powiadała, co wraca dopiero na kopania.
- Co inom go widziała, galancie koło niego i okrutnie stęskniony do swoich.
- Dobry był chłop, ale zawzięty. Tereska doma?
- Rwie len u proboszcza i jeszcze nie wie, co ją w domu czeka.
- Znowu zakotłuje się w Lipcach, przeciek mu zarno powiedzą!
Antek słuchał uważnie, gdyż mocno go zajęła nowina, lecz się nie odzywał, zaś Hanka z Kłębową szczerze ubolewając nad Tereską jęły przewidywać najgorsze la niej rzeczy, aż im przerwała Jagustynka:
- Psu na budę taka sprawiedliwość! Hale, pójdzie se taki ciołek na całe roki we świat, kobietę ostawi samą, a potem, jak się niebodze co przygodzi, to gotów ją choć i zakatrupić! A wszystkie też bij zabij na nią! Kajże ta sprawiedliwość! Chłop to se może używać jak na psim weselu i nikto mu za to nie rzeknie nawet marnego słowa. Do cna głupie urządzenie na świecie! Jakże, to kobieta nie żywy człowiek, to z drewna wystrugana czy co? Ale kiej już musi odpowiadać, to niechże i gach zarówno płaci, przeciek pospólnie grzeszyli. Czemuż to jemu tylko uciecha, a la niej samo płakanie, co?
- Moiściewy, tak już postanowione od wiek wieka, to ostanie! - szepnęła Kłębowa.
- Ostanie, żeby się naród marnował, a zły cieszył, ale ja to bym postanowiła inaczej: wzion któren cudzą kobietę, to niechże se ją ostawi na zawdy, a nie zechce, bo mu już nowa lepiej zasmakowała, kijem ścierwę i do kreminału!
Antek roześmiał się z jej zapalczywości, skoczyła ku niemu z wrzaskiem.
- La was to ino warte śmiechu, co? Zbóje zapowietrzone, każda wam najmilejsza, póki jej nie dostanieta. A potem jeszcze się przekpiwają!
- Wydzieracie się jak sroka na pluchę! - rzucił niechętnie.
Poleciała na wieś i przyszła dopiero nad wieczorem, ale srodze spłakana.
- Cóż się to waju przygodziło? - spytała niespokojnie Hanka.
- A co, napiłam się człowieczego bólu i jaże mnie zamgliło - rozpłakała się i jęła mówić przez łzy i szlochania - wiecie, a to Kozłowa wzięła Jaśka pod swoją opiekę i już mu wszyćko wyśpiewała.
- Nie ta, to druga by mu pedziała, takie rzeczy się nie zagubią.
- Mówię wam, że cosik strasznego wzbiera w ich chałupie! Poleciałam do nich, nie było nikogo. Zaglądam teraz, siedzą oboje i płaczą, na stole porozkładane podarunki, jakie jej przyniósł. Jezu, jaże mróz mnie przejął, jakbym zajrzała do grobu. Nie mówią do się, jeno płaczą. Mateuszowa matka rozpowiedziała mi, jak to było, aże mi włosy powstały na głowie.
- Nie wiecie, wspominał Mateusza? - zagadnął niespokojnie Antek.
- Pomstuje na niego, że niech Bóg broni! Jasiek mu tego nie przepuści, nie!
- Nie bójcie się, Mateusz go skamlał o łaskę nie będzie - odrzucił gniewnie i nie słuchając więcej poleciał na Podlesie przestrzec przyjaciela.
Nalazł go dopiero u Szymków, siedział z Nastusią pod ścianą i cosik z cicha se redzili, wywołał go zaraz i kiej odeszli spory kawał drogi, opowiedział.
Mateusz aż się zachłysnął i zaczął kląć.
- A żeby to siarczyste pioruny spaliły taką nowinę!
Wracali do wsi, Mateusz się krzywił i jakoś boleśnie i ciężko wzdychał.
- Widzę, co ci markotno i żal - wtrącił ostrożnie Antek.
- Zaśbym ta żałował, już mi kością w gardle stanęła. Co inszego mnie trapi.
Antek się zdumiał, ale nijakoś było się rozpytywać.
- Czasu by nie chwaciło, żebym miał każdej żałować! Wpadła mi w pazury, to i wzionem, każdy by zrobił to samo! Nie bój się, użyłem jak pies w studni, bo com się musiał nasłuchać beków i wyrzekań, to starczyłoby la dziesięciu. Uciekałem, to kieby cień szła za mną. Niechże i Jasiek się nią nacieszy. Nie kochanie mi w głowie, a jeno całkiem co drugiego.
- Pewnie, że pora by ci się żenić.
- Właśnie i Nastka mówiła mi to samo.
- Dzieuch we wsi jak maku, nietrudno wybrać.
- Już mam z dawien dawna cosik upatrzonego - wyrwało mu się bezwolnie.
- To me proś w dziewosłęby i sprawiaj wesele choćby zaraz po żniwach.
Nie poszło mu to w smak, bo skrzywił się i zagadał znowu o Jaśku, a wywiedziawszy się wszystkiego, jął rozpowiadać o Szymkowej gospodarce wyznając przy tym niby to niechcący, że Jędrzych mówił Nastusi pod sekretem, jako Dominikowa ma podać do sądu o grunt Jagusi po Macieju.
- Ociec zapisali, to jej nikto nie zapiera, juści, że samej ziemi nie oddam, ale święcie zapłacę, co warta! Kłótnica chce się jej procesów
- Prawda to, że Jagusia zapis oddała Hance? - pytał ostrożnie.
- Cóż z tego, kiej nie odpisała się u rejenta.
Mateusz jakoś poweselał i nie mogąc się już powstrzymać zatrącał w rozmowie raz po raz o Jagusię, sielnie ją sobie chwaląc.
Antek pomiarkowawszy, o co mu idzie, rzekł szydliwie:
- Słyszałeś, co to znowu o niej wygadują?
- Baby zawdy łatki jej przypinały.
- Za Jasiem organistów lata pono kiej suka - dodał z rozmysłem.
- Widziałeś to? - rozczerwienił się z gniewu.
- Na prześpiegi za nią nie chodzę, bo me ni parzy, ni ziębi, ale są, które widują co dnia, jak się schodzi w boru z Jasiem, to po miedzach...
- Sprać jedną i drugą, to by wnet przestały plotkować.
- Sprobuj, może się wystraszą i przestaną! - mówił z wolna, zatargała nim nagła, strasznie szarpiąca zazdrość o Jagusię, a już te myśle, że Mateusz może się z nią ożenić, kąsały go kieby rozwścieklone psy.
Nie odpowiadał na jego zaczepne i często przykre słowa, bych się jeno nie wydać ze swoją męką, ale na rozstaniu nie poredził się już wstrzymać i rzekł ze złym prześmiechem :
- A któren się z nią ożeni, sporo szwagrów miał będzie...
Rozeszli się dosyć ozięble.
Mateusz, odszedłszy parę kroków, roześmiał się cicho i pomyślał:
- Musi go trzymać z daleka, to się na nią źli a pyskuje. A niechta se lata za Jasiem, taki dzieciuch. Barzej ją tam ciągnie ksiądz niźli chłopak.
Rozmyślał pobłażliwie, bo wywiedziawszy się od Antka co do tego zapisu po Macieju, już stanowczo umyślił się z nią ożenić. Zwolnił kroku i rozliczał se w myślach, po ile to trza by mu spłacać Jędrzycha i Szymka, bych samemu ostać na gospodarce, na całych dwudziestu morgach.
- Stara przykra, juści, ale przeciek nie będzie wiekowała.
Spomniały mu się Jagusine sprawki, to go ździebko rozfrasowało.
- Co było, to nie jest, a zechce się jej nowych figlów, to z niej rychło wytrzęsę.
W opłotkach przed chałupą czekała na niego matka.
- Jasiek wrócił - szeptała zatrwożona - już mu o tym powiedzieli.
- To i lepiej, nie będzie potrza się ocyganiać.
- Tereska przylatywała już parę razy, grozi, że się utopi... że nie...
- Pewnie, co gotowa to zrobić, pewnie - szepnął wystraszony i tak się tym srodze zamartwił, że zasiadłszy w progu do kolacji nie mógł jeść, a jeno nadsłuchiwał od Jaśkowego sadu, że to siedzieli tylko przez miedzę. Przejmował go coraz większy niespokój, odsunął miskę i kurząc papierosa za papierosem na darmo barował się z dygotem trwogi, na darmo klął siebie i wszystkie kobiety i na darmo chciał całą sprawę obrócić w przekpinki, bo strach o Tereskę rozrastał się w nim coraz barzej i dręczył już nie do wytrzymania. Już parę razy się podnosił, aby iść kajś na wieś między ludzi, ale ostawał wyczekując nie wiada na co.
Noc się już zrobiła, gdy naraz posłyszał, jakieś kroki, a nim rozeznał, z której strony nadchodzą, już Tereska wisiała mu na szyi.
- Ratuj, Mateusz! Jezu, tak czekałam na cię, tak wyglądałam.
Usadził ją pobok, lecz cisnęła mu się do piersi kiej dzieciątko i przez łzy lejące się ciurkiem, przez mękę i rozpacz szeptała:
- Powiedziały mu o wszystkim! Śmierci bym się była...
>>>Kup
"matura cd" !!!<<<