Strona
główna »
Matura cd »
Ściągi z polskiego wypracowania z polskiego »
Wypracowania z polskiego - spis
»
>>>Kup
"matura cd" !!!<<<
Wypracowanie to zostało zamieszczone automatycznie poprzez
przekonwertowanie plików DOC na TXT. Skutkiem czego niektóre wypracowania są
zamieszczone w nieestetyczny sposób za co bardzo przepraszamy wiąże się to z
brakiem tabel i formatowania tekstu w plikach txt jak to ma miejsce w
oryginalnych plikach doc zamieszczonych na płycie. Zamieszczone wypracowanie
jest jedynie elementem informacyjnym i potwierdzającym wielkość naszego zbioru.
Poniżej przedstawione jest jedynie początkowa część wypracowania
znajdującego się na matura cd.
Oczywiście nie przedstawiamy całości
w celu zabezpieczenia się przed kopiowaniem.
W parę dni książę wysłał swojego ulubieńca z wezwaniem do Kamy. Przybyła natychmiast w szczelnie zasłoniętej lektyce.
Ramzes przyjął ją w osobnym pokoju.
- Byłem - rzekł -jednego wieczora pod twoim domem.
- O Astoreth!... - zawołała kapłanka. - Czemuż zawdzięczam najwyższą łaskę?... I co przeszkodziło ci, dostojny panie, że nie raczyłeś zawołać twojej niewolnicy?...
- Stały tam jakieś bydlęta. Podobno Asyryjczykowie. Więc wasza dostojność trudziłeś się wieczorem?... Nigdy nie śmiałabym przypuścić, że nasz władca znajduje się o kilka kroków ode mnie pod gołym niebem.
Książę zarumienił się. Jakżeby była zdziwiona dowiedziawszy się, że książę z dziesięć wieczorów przepędził pod jej oknami! A może ona i wiedziała o tym, gdyby sądzić z jej półuśmiechniętych ust i obłudnie spuszczonych oczu.
- Więc teraz, Kamo - mówił książę - przyjmujesz u siebie Asyryjczyków?
- To wielki magnat!... - zawołała Kama. - To powinowaty króla, Sargon, który pięć talentów ofiarował naszej bogini...
- A ty mu wywzajemnisz się, Kamo - szydził następca.
- I ponieważ jest tak hojnym magnatem, bogowie feniccy nie ukarzą cię śmiercią...
- Co mówisz, panie?... - odparła składając ręce. - Czyli nie wiesz, że Azjata; choćby mnie znalazł w pustyni, nie podniesie na mnie ręki, gdybym nawet oddała mu się sama. Oni lękają się bogów...
- Po cóż więc przychodzi do ciebie ten śmierdzący... nie - ten pobożny Azjata?
- Chce mnie namówić, ażebym wyjechała do świątyni Astoreth babilońskiej.
- I pojedziesz?...
- Pojadę... jeżeli ty, panie, każesz... - odpowiedziała Kama zasłaniając twarz welonem.
Książę milcząc ujął ją za rękę. Usta mu drżały.
- Nie dotykaj mnie, panie - szeptała wzruszona. - Jesteś władcą i oporą moją i wszystkich Fenicjan w tym kraju, ale... bądź miłosierny...
Namiestnik puścił ją i zaczął chodzić po pokoju.
- Gorący dzień, prawda?.. - rzekł. - Podobno są kraje, gdzie w miesiącu Mechir spada z nieba na ziemię biały puch, który na ogniu zmienia się w wodę i robi zimno. O Kamo, poproś twoich bogów, ażeby zesłali mi trochę tego pierza!... Choć, co ja mówię?... Gdyby pokryli nim cały Egipt, wszystek ten puch zamieniłby się na wodę, ale nie ostudziłby mego serca.
- Bo jesteś jak boski Amon, jesteś słońce ukryte w ludzkiej postaci - odparła Kama. - Ciemność pierzcha stamtąd, gdzie zwrócisz twoje oblicze, a pod blaskiem twoich spojrzeń rosną kwiaty...
Książę znowu zbliżył się do niej.
- Ale bądź miłosierny - szepnęła. - Przecież ty dobry bóg, więc nie możesz zrobić krzywdy twojej kapłance...
Książę znowu odsunął się i otrząsnął, jakby pragnąc zrzucić z siebie ciężar. Kama patrzyła na niego spod opuszczonej powieki i uśmiechnęła się nieznacznie.
Gdy milczenie trwało zbyt długo, spytała:
- Kazałeś mnie wezwać, władco. Oto jestem i czekam, abyś mi objawił wolę twoją.
- Aha!... - ocknął się książę. - Powiedz no mi, kapłanko... Aha!... Kto to był ten, tak podobny do mnie, którego widziałem w waszej świątyni wówczas?...
Kama położyła palec na ustach.
- Święta tajemnica... - szepnęła.
- Jedno jest tajemnicą, drugiego nie wolno - odparł Ramzes. Niechże przynajmniej dowiem się, kto on taki: człowiek czy duch?...
- Duch.
- A jednak ten duch wyśpiewywał pod twoimi oknami?...
Kama uśmiechnęła się.
- Nie chcę gwałcić tajemnic waszej świątyni... - ciągnął książę.
- Przyrzekłeś to, panie, Hiramowi - wtrąciła kapłanka.
- Dobrze... dobrze!... - przerwał rozdrażniony namiestnik. - Dlatego ani z Hiramem, ani z kim innym nie będę rozmawiał o tym cudzie, tylko z tobą... Otóż, Kamo, powiedz duchowi czy człowiekowi, który jest tak do mnie podobny, ażeby jak najprędzej wyjeżdżał z Egiptu i nikomu nie pokazywał się. Bo widzisz... W żadnym państwie nie może być dwu następców tronu.
Nagle uderzył się w czoło. Dotychczas mówił tak, ażeby zakłopotać Kamę, lecz teraz przyszła mu myśl całkiem poważna:
- Ciekawym - rzekł, ostro patrząc na Kamę - dlaczego twoi rodacy pokazali mi mój żywy wizerunek?... Czy chcą ostrzec, że mają dla mnie zastępcę?... Istotnie, zadziwia mnie ich czyn.
Kama upadła mu do nóg.
- O panie! - szepnęła. - Ty, który nosisz na piersiach nasz najwyższy talizman, czy możesz przypuścić, ażeby Fenicjanie robili co na twoją szkodę?... Ale pomyśl tylko... W wypadku, gdyby groziło ci niebezpieczeństwo albo gdybyś chciał omylić swoich nieprzyjaciół, czy taki człowiek nie przyda się?... Fenicjanie to tylko chcieli pokazać ci w świątyni...
Książę pomyślał i wzruszył ramionami...
„Tak - rzekł do siebie. - Gdybym potrzebował czyjejkolwiek opieki!... Ale czy Fenicjanie sądzą, że ja sam nie dam sobie rady?... W takim razie złego wybrali protektora dla siebie.”
- Panie - szepnęła Kama - alboż nie jest ci wiadome, że Ramzes Wielki miał oprócz swojej postaci dwie inne dla wrogów?... I tamte dwa cienie królewskie zginęły, a on żył...
- No, dosyć... - przerwał książę. - Aby zaś ludy Azji wiedziały, że jestem łaskawy, przeznaczam, Kamo, pięć talentów na igrzyska na cześć Astoreth, a kosztowny puchar do jej świątyni. Dziś jeszcze odbierzesz to. Skinieniem głowy pożegnał kapłankę. Po jej wyjściu opanowała go nowa fala myśli:
„Zaprawdę, przebiegli są Fenicjanie. Jeżeli ten mój żyjący wizerunek jest człowiekiem, mogą mi zrobić z nie- go wielki podarunek, a ja czyniłbym kiedyś cuda, o jakich bodajże nie słyszano w Egipcie. Faraon mieszka w Memfis, a jednocześnie ukazuje się w Tebach albo w Tanis!... Faraon posuwa się z armią na Babilon, Asyryjczycy tam gromadzą główne siły, a jednocześnie - faraon z inną armią zdobywa Niniwę... Sądzę, że Asyryjczycy byliby bardzo zdumieni takim wypadkiem.”
I znowu obudziła się w nim głucha nienawiść do potężnych Azjatów, i znowu widział swój triumfalny wóz, przejeżdżający pobojowisko pełne asyryjskich trupów i całe kosze odciętych rąk.
Teraz wojna stała się dla jego duszy taką koniecznością jak chleb dla ciała. Bo nie tylko mógł przez nią zbogacić Egipt, napełnić skarb i zdobyć wiecznotrwałą sławę, ale jeszcze - mógł zaspokoić, dotychczas nieświadomy, dziś potężnie rozbudzony instynkt zniszczenia Asyrii.
Dopóki nie zobaczył tych wojowników z kudłatymi brodami, nie myślał o nich. Ale dziś zawadzali mu. Było mu tak ciasno z nimi na świecie, że ktoś musiał ustąpić: oni albo on.
Jaką rolę w obecnym jego nastroju odegrał Hiram i Kama? - z tego nie zdawał sobie sprawy. Czuł tylko, że musi mieć wojnę z Asyrią, jak ptak przelotny czuje, że w miesiącu Pachono musi odejść na północ.
Namiętność wojny szybko ogarniała księcia. Mniej mówił, rzadziej uśmiechał się, przy ucztach siedział zamyślony, a zarazem coraz częściej przestawał z wojskiem i arystokracją. Widząc łaski, jakie namiestnik zlewał na tych, którzy noszą broń, szlachecka młodzież, a nawet ludzie starsi poczęli zaciągać się do pułków. Zwróciło to uwagę świętego Mentezufisa, który wysłał do Herhora list tej treści:
„Od przybycia Asyryjczyków do Pi-Bast następca tronu jest rozgorączkowany, a jego dwór usposobiony bardzo wojowniczo. Piją i grają w kości jak poprzednio, ale wszyscy odrzucili cienkie szaty i peruki i bez względu na straszny upał chodzą w żołnierskich czepcach i kaftanach.
Obawiam się, ażeby ta zbrojna gotowość nie obraziła dostojnego Sargona.”
Na co Herhor natychmiast odpowiedział:
„Nic nie szkodzi, że nasza zniewieściała szlachta polubiła wojskowość na czas przyjazdu Asyryjczyków, gdyż ci będą mieli o nas lepsze wyobrażenie. Najdostojniejszy namiestnik, widać oświecony przez bogów, odgadł, że właśnie teraz trzeba dzwonić mieczami, kiedy mamy u siebie posłów tak wojennego narodu.
Jestem pewny, że to dzielne usposobienie naszej młodzieży da Sargonowi do myślenia i zrobi go miększym w układach.”
Pierwszy raz, jak Egipt Egiptem, zdarzyło się, że młody książę oszukał czujność kapłanów. Co prawda stali za nim Fenicjanie i - wykradziona przez nich tajemnica traktatu z Asyrią, czego kapłani nawet nie podejrzewali. Najlepszą wreszcie maską następcy wobec kapłańskich dostojników była ruchliwość jego charakteru. Wszyscy pamiętali, jak łatwo w roku zeszłym przerzucił się od manewrów pod Pi-Bailos do cichego folwarku Sary i jak w ostatnich czasach kolejno zapalał się do uczt, zajęć administracyjnych, pobożności, aby znowu powrócić do uczt. Toteż, z wyjątkiem Tutmozisa, nikt by nie uwierzył, że ten zmienny młodzieniec posiada jakiś plan, jakieś hasło, do którego będzie dążył z niepokonanym uporem.
Tym razem nawet nie trzeba było długo czekać na nowy dowód zmienności upodobań Ramzesa.
Do Pi-Bast, pomimo upału, przyjechała Sara z całym dworem i synem. Była trochę mizerna, dziecko trochę niezdrowe czy zmęczone, ale oboje wyglądali bardzo ładnie.
Książę był zachwycony. W najpiękniejszej części pałacowego ogrodu wyznaczył Sarze dom i prawie całe dni przesiadywał przy kolebce swego syna.
Poszły w kąt uczty, manewry i posępne zamyślenia Ramzesa. Panowie z jego świty musieli pić i bawić się sami, bardzo prędko odpasali miecze i przebrali się w najwykwintniejsze szaty. Zmiana kostiumu była dla nich tym niezbędniejszą, że książę po kilku z nich prowadził do mieszkania Sary, aby pokazać im syna, swego syna.
- Patrz, Tutmozisie - mówił raz do ulubieńca - jakie to piękne dziecko: istny płatek róży. No i z tego ma kiedyś wyrosnąć człowiek, z tego drobiazgu!.. I to różowe pisklę będzie kiedyś chodziło, rozmawiało, nawet uczyło się mądrości w kapłańskich szkołach... Czy ty widzisz jego ręczyny, Tutmozisie?... - wołał zachwycony Ramzes. - Zapamiętaj sobie te drobne ręce, ażebyś opowiedział o nich kiedyś, gdy mu daruję pułk i każę nosić za sobą mój topór... I to jest mój syn, mój syn, rodzony!...
Nic dziwnego, że gdy tak mówił pan, jego dworzanie martwili się, że nie mogą zostać niańkami, a nawet mamkami dziecka, które lubo nie miało żadnych praw dynastycznych, było jednak pierwszym synem przyszłego faraona....
>>>Kup
"matura cd" !!!<<<