PISANIE PRAC

Piszemy prace na zamówienie. Każda z prac przygotowywana jest indywidualnie na zamówienia dla klienta. Nasz kadra zmierzy się z każdym polonistycznym tematem. Więcej informacji:

INFO

ŚCIĄGI WYDRUKOWANE

Opracowaliśmy unikalne zestawy ściąg. Są to gotowe, wydrukowane komplety ściąg, które zostały przygotowane na bieżącą maturę. Więcej informacji o ściągach:

MATURA CD

Dzięki naszej płycie bez problemu przygotujesz się do matury. Na CD umieściliśmy gotowe wypracowania, opracowania, powtórki epok oraz wiele dodatków i bonusów, które pomogą Ci przygotować się do matury. Więcej informacji na temat wypracowań:

INFORMATOR

Strona główna » Matura cd » Ściągi z polskiego wypracowania z polskiego » Wypracowania z polskiego - spis  »  

>>>Kup "matura cd" !!!<<<

 

Wypracowanie to zostało zamieszczone automatycznie poprzez przekonwertowanie plików DOC na TXT. Skutkiem czego niektóre wypracowania są zamieszczone w nieestetyczny sposób za co bardzo przepraszamy wiąże się to z brakiem tabel i formatowania tekstu w plikach txt jak to ma miejsce w oryginalnych plikach doc zamieszczonych na płycie. Zamieszczone wypracowanie jest jedynie elementem informacyjnym i potwierdzającym wielkość naszego zbioru.


Poniżej przedstawione jest jedynie początkowa część wypracowania
znajdującego się na matura cd.
Oczywiście nie przedstawiamy całości
w celu zabezpieczenia się przed kopiowaniem.



Za radą astrologów główna kwatera miała wyruszyć z Pi-Bast w dniu siódmym Hator. Ten bowiem dzień był dobry, dobry, dobry . Bogowie w niebie, a ludzie na ziemi cieszyli się ze zwycięstwa Ra nad nieprzyjaciółmi; kto zaś przyszedł na świat w tej dobie, miał umrzeć w późnej starości, otoczony szacunkiem. Był to również dzień pomyślny dla brzemiennych kobiet i handlujących tkaninami, a zły dla żab i myszy. Od chwili mianowania go naczelnym wodzem Ramzes gorączkowo rzucił się do pracy. Sam przyjmował każdy nadciągający pułk, oglądał jego broń, odzież i obozy. Sam witał rekrutów i zachęcał ich do pilnego uczenia się musztry na zgubę wrogów i chwałę faraona. Prezydował na każdej radzie wojennej, był obecnym przy badaniu każdego szpiega i w miarę nadchodzących wiadomości własną ręką oznaczał na mapie ruchy wojsk egipskich i stanowiska nieprzyjaciół. Przejeżdżał tak prędko z miejsca na miejsce, że wszędzie go oczekiwano, a mimo to spadał nagle jak jastrząb. Z rana był na południe od Pi-Bast i zrewidował żywność; w godzinę później ukazał się na północ od miasta i wykrył, że w pułku Jeb brakuje stu pięćdziesięciu ludzi. Nad wieczorem dogonił przednie straże, był przy przejściu Nilowej odnogi i zrobił przegląd dwustu wozów wojennych. Święty Mentezufis, który jako pełnomocnik Herhora dobrze znał się na sztuce wojennej, nie mógł wyjść z podziwu. - Wiecie dostojnicy - rzekł do Sema i Mefresa - że nie lubię następcy od czasu, gdym odkrył jego złość i przewrotność. Ale niech Oziris będzie mi świadkiem, że młodzian ten jest urodzonym wodzem. Powiem wam rzecz niesłychaną: my nad granicą o trzy lub cztery dni wcześniej zgromadzimy siły, aniżeli można było przypuszczać. Libijczycy już przegrali wojnę, choć jeszcze nie słyszeli świstu naszej strzały. - Tym niebezpieczniejszy dla nas taki faraon... - wtrącił Mefres z zaciętością cechującą starców. Ku wieczorowi dnia szóstego Hator książę Ramzes wykąpał się i oświadczył sztabowi, że jutro, na dwie godziny przed wschodem słońca, wyruszą. - A teraz chcę się wyspać - zakończył. Łatwiej jednak było chcieć aniżeli spać. W całym mieście roili się żołnierze, a przy pałacu następcy obozował pułk, który jadł, pił i śpiewał ani myśląc o odpoczynku. Książę odszedł do najodleglejszego pokoju, lecz i tu nie pozwolono mu rozebrać się. Co kilka minut przylatywał jakiś adiutant z nic nie znaczącym raportem lub po rozkazy w sprawach, które mógł na miejscu rozstrzygnąć dowódca pułku. Przyprowadzano szpiegów, którzy nie przynosili żadnych nowych wiadomości; zgłaszali się wielcy panowie z małym pocztem ludzi, pragnąc księciu ofiarować usługi jako ochotnicy. Dobijali się kupcy feniccy, pragnący wziąć dostawy dla wojska, lub dostawcy, którzy skarżyli się na wymagania jenerałów. Nie brakło nawet wróżbitów i astrologów, którzy w ostatniej chwili przed wymarszem chcieli księciu stawiać horoskopy, tudzież czarnoksiężników, mających do sprzedania niezawodne amulety przeciw pociskom. Wszyscy ci ludzie po prostu wdzierali się do pokoju księcia; każdy z nich bowiem sądził, że w jego rękach spoczywa los wojny i że w podobnych okolicznościach znika wszelka etykieta. Następca cierpliwie załatwiał interesantów. Ale gdy za astrologiem wsunęła się do pokoju jedna z książęcych kobiet, z pretensją, że Ramzes snadź jej nie kocha, gdyż się z nią nie pożegnał, i kiedy w kwadrans po tej za oknem rozległ się płacz innej kochanki, następca już nie mógł wytrzymać. Zawołał Tutmozisa i rzekł mu: - Siedź w tym pokoju i jeżeli masz ochotę, pocieszaj kobiety mego domu. Ja ukryję się gdzieś w ogrodzie, bo inaczej nie zasnę i jutro będę wyglądał jak kura wydobyta ze studni. - Gdzież mam cię szukać w razie potrzeby? - spytał Tutmozis. - Oho! ho!... - roześmiał się następca. - Nigdzie nie szukajcie. Sam się znajdę, gdy zatrąbią pobudkę. To powiedziawszy książę narzucił na siebie długi płaszcz z kapturem i wymknął się w ogród. Ale i po ogrodzie snuli się żołnierze, kuchciki i inna służba następcy: w całym bowiem obszarze pałacowym zniknął porządek, jak zwykle przed wymarszem na wojnę. Spostrzegłszy to Ramzes skręcił w najgęstszą część parku, znalazł jakąś altankę zarośniętą winem i kontent rzucił się na ławę. - Tu już nie znajdą mnie - mruknął - ani kapłani, ani baby... Wnet zasnął jak kamień. Od kilku dni Fenicjanka Kama czuła się niezdrową. Do rozdrażnienia przyłączyły się jakieś szczególne niedomaganie i bóle w stawach. Przy tym swędziła ją twarz, a szczególniej czoło nad brwiami. Drobne te przypadłości wydały jej się tak niepokojącymi, że przestała obawiać się, żeby jej nie zabito, a natomiast ciągle siedziała przed lustrem zapowiedziawszy sługom, że mogą robić, co im się podoba, byle ją zostawili w spokoju. W tych czasach nie myślała ani o Ramzesie, ani o nienawistnej Sarze; cała jej bowiem uwaga była zajęta - plamami na czole, których nienawykłe oko nie mogłoby nawet dostrzec. Plama... tak, są plamy... - mówiła do siebie pełna bojaźni. - Dwie... trzy... O Astoreth, przecie w taki sposób nie zechcesz ukarać swej kapłanki!... Lepsza śmierć... Ale co znowu za głupstwo... Gdy czoło pocieram palcami, plamy robią się czerwieńsze... Widocznie coś mnie pokąsało albo namaściłam się nieczystą oliwą... Umyję się, a do jutra plamy zginą... Przyszło jutro, ale plamy nie zginęły. Zawołała służącą. - Słuchaj - rzekła - spojrzyj na mnie... Lecz powiedziawszy to usiadła w mniej oświetlonej części pokoju. - Słuchaj i patrz... - mówiła zduszonym głosem. - Czy... czy na mojej twarzy widzisz jakie plamy?... Tylko... nie zbliżaj się!... - Nie widzę nic - odparła służąca. - Ani pod lewym okiem?... ani nad brwiami?... - pytała z wzrastającym rozdrażnieniem Fenicjanka. - Niech pani raczy łaskawie usiąść boskim obliczem do światła - rzekła służąca. Naturalne to żądanie do wściekłości doprowadziło Kamę. - Precz, nędznico!... - zawołała - i nie pokazuj mi się... A gdy służąca uciekła, jej pani rzuciła się gorączkowo do swej tualety i otworzywszy parę słoików za pomocą pędzelka umalowała sobie twarz na różowy kolor. Nad wieczorem, czując wciąż ból w stawach i gorszy od bólu niepokój, kazała wezwać do siebie lekarza. Gdy powiedziano jej, że przyszedł, spojrzała w lustro i - napadł ją nowy atak jakby szaleństwa. Rzuciła lustro na podłogę i zawołała z płaczem, że nie chce lekarza. W ciągu szóstego Hator cały dzień nie jadła i nie chciała się z nikim widzieć. Gdy po zachodzie słońca weszła niewolnica ze światłem, Kama położyła się na łóżku owinąwszy głowę szalem. Kazała czym prędzej wynosić się niewolnicy, potem usiadła na fotelu z daleka od kagańca i przepędziła kilka godzin w półsennym odrętwieniu. Nie ma żadnych plam - myślała - a jeżeli są, to przecież nie te... To nie trąd... - Bogowie!... - krzyknęła rzucając się na ziemię - nie może być, ażebym ja... Bogowie, ratujcie!... Wrócę do świątyni... odpokutuję całym życiem... I znowu uspokoiła się, i znowu myślała: Nie ma żadnych plam... Od kilku dni trę sobie skórę, więc jest zaczerwieniona... Skądżeby znowu?... Czy kto słyszał, ażeby kapłanka i kobieta następcy tronu mogła zachorować na trąd... O bogowie!... Tego nigdy nie było, jak świat światem... Tylko rybacy, więźniowie i nędzni Żydzi... O, ta podła Żydówka!... na nią spuśćcie trąd, moce niebieskie... W tej chwili w oknie, które było na pierwszym piętrze, mignął jakiś cień. Potem rozległ się szelest i ze dworu na środek pokoju skoczył książę Ramzes. Kama osłupiała. Nagle schwyciła się za głowę, a w jej oczach odmalował się - strach bezgraniczny. - Lykon?... - szepnęła chwytając się za głowę. - Lykon, tyś tu?... Zginiesz!... Ścigają cię... - Wiem - odparł Grek śmiejąc się szyderczo. - Ścigają mnie wszyscy Fenicjanie i cała policja jego świątobliwości... Mimo to - dodał - jestem u ciebie i byłem u twego pana... - Byłeś u księcia?... - Tak, w jego własnej komnacie... I zostawiłbym sztylet w piersi, gdyby złe duchy nie usunęły go... Widocznie twój kochanek poszedł do innej kobiety, nie do ciebie... - Czego tu chcesz?... Uciekaj!... - szeptała Kama. - Ale z tobą odparł. - Na ulicy czeka wóz, którym dojedziemy do Nilu, a tam moja barka... - Oszalałeś!... Ależ miasto i drogi pełne wojska... - Właśnie dlatego mogłem wejść do pałacu i oboje wymkniemy się najłatwiej - mówił Lykon. - Zbierz wszystkie kosztowności... Wnet wrócę i zabiorę cię... - Gdzie idziesz?... - Poszukam twego pana - odparł. - Nie odejdę przecie bez zostawienia mu pamiątki... - Tyś szalony... - Milcz!.. - przerwał blady z gniewu. - Jeszcze go chcesz bronić?... Fenicjanka zadumała się, zacisnęła pięści, a w jej oczach błysnęło złowrogie światło. - A jeżeli nie znajdziesz go?... - spytała. - To zabiję paru śpiących jego żołnierzy... podpalę pałac... - Zresztą - czy ja wiem, co zrobię?... Ale bez pamiątki nie odejdę... Wielkie oczy Fenicjanki miały tak okropny wyraz, że Lykon zdziwił się. - Co tobie?... - spytał. - Nic. Słuchaj. Nigdy nie byłeś tak podobny do księcia jak dziś!... Jeżeli więc chcesz zrobić coś dobrego... Zbliżyła twarz do jego ucha i zaczęła szeptać. Grek słuchał zdumiony. - Kobieto - rzekł - najgorsze duchy mówią przez ciebie... Tak, na niego zwróci się podejrzenie... - To lepsze aniżeli sztylet - odparła ze śmiechem. - Co?.. - Nigdy nie wpadłbym na taki pomysł!... A może lepiej oboje?... - Nie!... Ona niech żyje... To będzie moja zemsta... - Cóż za przewrotna dusza!... - szepnął Lykon. - Ale podobasz mi się... Po królewsku zapłacimy im... Cofnął się do okna i zniknął. Kama wychyliła się za nim i rozgorączkowana, zapomniawszy o sobie, słuchała. Może w kwadrans po odejściu Lykona w stronie gaju figowego rozległ się przeraźliwy krzyk kobiecy. Powtórzył się parę razy i ucichł. Fenicjankę, zamiast spodziewanej radości, ogarnął strach. Upadła na kolana i obłąkanymi oczyma wpatrywała się w ciemny ogród. Na dole rozległ się cichy bieg, zatrzeszczał słup ganku i w oknie znowu ukazał się Lykon w ciemnym płaszczu. Gwałtownie dyszał i ręce mu drżały. - Gdzie klejnoty?... - szepnął. - Daj mi spokój - odparła. Grek pochwycił ją za kark. - Nędznico!... - rzekł - czy nie rozumiesz, że nim słońce wejdzie, uwiężą cię i za parę dni uduszą?... - Jestem chora... - Gdzie klejnoty?... - Stoją pod łóżkiem. Lykon wszedł do komnaty, przy świetle kaganka wydobył ciężką skrzyneczkę, zarzucił na Kamę płaszcz i targnął ją za ramię. - Zabieraj się. Gdzie są drzwi, którymi wchodzi do ciebie ten... ten twój pan?... - Zostaw mnie... Grek pochylił się nad nią i szeptał: - Aha!... myślisz, że cię tu zostawię?... Dziś tyle dbam o ciebie, co o sukę, która węch straciła... Ale musisz iść ze mną... Niech dowie się twój pan, że jest ktoś lepszy od niego. On wykradł kapłankę bogini, a ja zabieram kochankę jemu... - Mówię ci, że jestem chora... Grek wydobył cienki sztylet i oparł jej na karku. Zatrzęsła się i szepnęła: - Już idę... Przez ukryte drzwi wyszli do ogrodu. Od strony książęcego pałacu dolatywał ich szmer żołnierzy, którzy palili ognie. Tu i owdzie, między drzewami, widać było światła; od czasu do czasu minął ich ktoś ze służby następcy. W bramie zatrzymała ich warta: - Kto jesteście? - Teby - odparł Lykon. Bez przeszkody wyszli na ulicę i zniknęli w zaułkach cudzoziemskiego cyrkułu Pi-Bast. Na dwie godziny przed świtem w mieście odezwały się trąby i bębny. Tutmozis jeszcze leżał, pogrążony w głębokim śnie kiedy książę Ramzes ściągnął z niego płaszcz i zawołał z wesołym śmiechem: - Wstawaj, czujny wodzu!... Już pułki ruszyły. Tutmozis usiadł na łóżku i przetarł zaspane oczy. - Ach, to ty, panie? - spytał ziewając. - Cóż, wyspałeś się? - Jak nigdy! - odparł książę. - A ja bym jeszcze spał. Wykąpali się obaj, włożyli kaftany i półpancerze i dosiedli koni, które rwały się z rąk masztalerzom. Wnet następca z małą świtą opuścił miasto wyprzedzając po drodze leniwie maszerujące kolumny wojsk. Nil bardzo rozlał, a książę chciał być obecnym przy przechodzeniu kanałów i brodów. Gdy słońce weszło, ostatni wóz obozowy był już daleko za miastem, a dostojny nomarcha Pi-Bast mówił do swojej służby: - Teraz idę spać i biada temu, kto zbudzi mnie przed ucztą wieczorną! Nawet boskie słońce odpoczywa po każdym dniu, ja zaś od pierwszego Hator nie kładłem się. Zanim dokończył pochwały swojej czujności, wszedł oficer policyjny i poprosił go o osobne posłuchanie w bardzo ważnej sprawie. - Bodaj was ziemia pochłonęła! - mruknął dostojny pan. Niemniej kazał wezwać oficera i spytał go opryskliwie: - Nie można to zaczekać kilku godzin?... Przecie chyba Nil nie ucieka... - Stało się wielkie nieszczęście - odparł oficer. - Syn następcy tronu zabity... - Co?... jaki?... - krzyknął nomarcha. - Syn Sary Żydówki. - Kto zabił?... kiedy... - Dziś w nocy. - Ale kto to mógł zrobić?... Oficer schylił głowę i rozłożył ręce. - Pytam się, kto zabił?... - powtórzył dostojnik, więcej przerażony aniżeli rozgniewany. - Sam, panie, racz przeprowadzić śledztwo. Usta moje nie powtórzą tego, co słyszały uszy. Przerażenie nomarchy wzrosło. Kazał przyprowadzić służbę Sary, a jednocześnie posłał po arcykapłana Mefresa. Mentezufis bowiem, jako przedstawiciel ministra wojny, pojechał z księciem. Przyszedł zdziwiony Mefres. Nomarcha powtórzył mu wiadomość o zabójstwie dziecka następcy i o tym, że oficer policyjny nie śmie dawać żadnych objaśnień. - A świadkowie są? - spytał arcykapłan. - Czekają na rozkazy waszej dostojności, ojcze święty. Wprowadzono odźwiernego Sary. - Słyszałeś - zapytał go nomarcha - że dziecko twej pani zabite? Człowiek upadł na ziemię i odpowiedział: - Nawet widziałem dostojne zwłoki rozbite o ścianę i zatrzymałem naszą panią, która krzycząc wybiegła na ogród. - Kiedy to się stało? - Dziś po północy. Zaraz po przyjściu do naszej pani najdostojniejszego księcia następcy... - odparł stróż. - Jak to, więc książę był w nocy u waszej pani? - spytał Mefres. - Rzekłeś, wielki proroku. - To dziwne! - szepnął Mefres do nomarchy. Drugim świadkiem była kucharka Sary, trzecim dziewczyna służebna. Obie twierdziły, że po północy książę następca wszedł na piętro do pokoju Sary, bawił tam chwilę, potem prędko wybiegł do ogrodu, a wnet po nim ukazała się pani Sara strasznie krzycząc. - Ależ książę następca przez całą noc nie wychodził ze swej komnaty w pałacu... - rzekł nomarcha. Oficer policyjny pokręcił głową i oświadczył, że czeka w przedpokoju kilku ludzi ze służby pałacowej. Wezwano ich, święty Mefres zadał im pytania i okazało się, że następca tronu - nie spał w pałacu. Opuścił swą komnatę przed północą i wyszedł do ogrodu; wrócił zaś, gdy odezwały się pierwsze trąbki grające pobudkę. Gdy wyprowadzono świadków, a dwaj dostojnicy zostali sami, nomarcha z jękiem rzucił się na podłogę i zapowiedział Mefresowi, że jest ciężko chory i że woli stracić życie aniżeli prowadzić śledztwo. Arcykapłan był bardzo blady i wzruszony, ale odparł, że sprawę zabójstwa trzeba wyświetlić, i rozkazał nomarsze w imieniu faraona, ażeby poszedł z nim do mieszkania Sary. Do ogrodu następcy było niedaleko, i dwaj dostojnicy niebawem znaleźli się na miejscu zbrodni. Wszedłszy do pokoju na piętrze zobaczyli Sarę klęczącą przy kołysce w takiej postawie, jakby karmiła niemowlę. Na ścianie i na podłodze czerwieniły się krwawe plamy. Nomarcha osłabł tak, że musiał usiąść, ale Mefres był spokojny. Zbliżył się do Sary, dotknął jej ramienia i rzekł: - Pani, przychodzimy tu w imieniu jego świątobliwości. Sara nagle zerwała się na równe nogi, a zobaczywszy Mefresa zawołała strasznym głosem: - Przekleństwo wam!... Chcieliście mieć żydowskiego króla, a oto król... O, czemużem, nieszczęsna, usłuchała waszych rad zdradzieckich... Zatoczyła się i znowu przypadła do kołyski jęcząc: - Mój synek... mój mały Seti!... Taki był piękny, taki mądry... Dopiero co wyciągał do mnie rączki... Jehowo!...- krzyknęła - oddaj mi go, wszakże to w twojej mocy... Bogowie egipscy, Ozirisie... Horusie... Izydo... Izydo, przecie ty sama byłaś matką... Nie może być, ażeby w niebiosach nikt nie wysłuchał mojej prośby... Takie malutkie dziecko... hiena ulitowałaby się nad nim... Arcykapłan ujął ją pod ramiona i postawił na nogach. Pokój zapełniła policja i służba. - Saro - rzekł arcykapłan - w imieniu jego świątobliwości pana Egiptu wzywam cię i rozkazuję, ażebyś odpowiedziała: kto zamordował twego syna? Patrzyła przed siebie jak obłąkana i tarła czoło. Nomarcha podał jej wody z winem, a jedna z obecnych kobiet skropiła ją octem. - W imieniu jego świątobliwości - powtórzył Mefres - rozkazuję ci, Saro, ażebyś powiedziała nazwisko zabójcy. Obecni zaczęli się cofać ku drzwiom, nomarcha rozpaczliwym ruchem zasłonił sobie uszy. - Kto zabił?... - rzekła Sara zduszonym głosem, topiąc wzrok w twarzy Mefresa. - Kto zabił, pytasz?... Znam ja was - kapłani!... Znam waszą sprawiedliwość... - Więc kto?... - nalegał Mefres. - Ja!... - krzyknęła nieludzkim głosem Sara. - Ja zabiłam moje dziecko za to, że zrobiliście je Żydem... - To fałsz! - syknął arcykapłan. - Ja... ja!... - powtarzała Sara. - Hej, ludzie, którzy mnie widzicie i słyszycie - zwróciła się do świadków - wiedzcie o tym, że ja zabiłam... ja... ja.....

 

>>>Kup "matura cd" !!!<<<

SZYBKA ŚCIĄGA








Lektury - spis. Jak pisać.

PRZYDATNE INFORMACJE

» bezpłatna powtórka przed maturą z WOS’u

» wiosenny semestr na Uniwersytecie

» internetowe warsztaty dla maturzystów

» salon edukacyjny Perspektywy 2011

» konkurs na najciekawszą trasę wycieczki

» weź udział w projekcie edukacyjnym

SZUKANE W PORTALU

» karta pracy tadeusz borowski odpowiedzi

» wiersz o roztargnionej królewnie

» czyje portrety znajdują się w gabinecie szymona gajowca

» spotkania z klasykami literatury wsip

» spotkania z klasykami literatury wsip

» życzenia urodzinowe w średniowiecznym stylu

więcej...

Ściągi, wypracowania, pisanie prac, prace na zamówienie, charakterystyki, prace przekrojowe, motywy literackie, opisy epok, ściągi i wypracowania z polskiego, historii, geogfafii, biologi, matura
www.e-buda.pl - ściągi i wypracowania

Copyright © 2011 e-buda.pl